codzienna pielęgnacja cery
maska
recenzja
Jednorazowe maseczki - które warto wybrać?
3/17/2019Gdybym miała wybrać kosmetyki, które zabiorę na bezludną wyspę, postawiłabym na balsam do ust i... zapas maseczek do twarzy! Specjalnie dla Was przygotowałam zestawienie jednorazowych maseczek, które warto wziąć pod uwagę podczas zakupów.
W mojej kolekcji znajdują się zarówno maski w płachcie, jak i do zmywania. Nie lubię masek peel off, więc ich nie gromadzę, natomiast chętnie sięgam po te, które w części się wchłaniają.
Nie skupiam się wyłącznie na maskach oczyszczających. Pamiętam też o nawilżaniu i regeneracji. Dbam także o skórę wokół oczu, dlatego polubiłam się również z płatkami, które super uzupełniają pielęgnację.
I choć mogłabym stosować je codziennie, jak często powinno się sięgać po maski?
Jak często używać masek do twarzy?
Na początku warto zaznaczyć, że jeśli nasza codzienna, regularna pielęgnacja nie jest wystarczająco przemyślana i odpowiednio dobrana, sama maska cudów nie zdziała.
Jeśli w ogóle zastanawiasz się, po co Ci maseczka do twarzy, spieszę z odpowiedzią!
Maski są uzupełnieniem, suplementem, zawierają skoncentrowane składniki, które na oczyszczonej, dobrze przygotowanej skórze zadziałają o wiele lepiej.
Można je stosować w zależności od potrzeb lub jako stały element pielęgnacji.
Nie da się przedawkować maseczek nawilżających, natomiast już zbyt częste stosowanie masek oczyszczających (szczególnie z kwasami), może zaburzyć prawidłowe funkcje skóry i wywołać podrażnienia.
Poza tym regularne stosowanie masek napina, odpręża i wygładza skórę. Ale nie tylko skórę, bo także głowę! Trust me...
Specjalnie dla Ciebie wyjęłam kilka różnych masek jednorazowego użytku, aby sprawdzić, po które warto sięgnąć.
Bielenda Cloud Mask
Ta niewielka saszetka skrywała dla mnie wielką tajemnicę. Do tej pory używałam bąbelkujących masek w płachcie, dlatego byłam ciekawa, czy w małym opakowaniu kryje się krem czy materiał.
Okazało się, że w uroczej chmurce jest coś na kształt żelu, który zamienia się w piankę. Kojarzy mi się z żelem do golenia, na szczęście pachnie o wiele ładniej.
Żelu jest sporo, a kiedy maska zaczyna bąbelkować, czuć delikatne mrowienie. Kosmetyk wytwarza dużo piany. Na tyle dużo, że zaczęła mi wchodzić do nosa i musiałam szybciej ją zmyć.
Nie wpłynęło to na efekt końcowy.
Niestety zmywanie nie należy do najprzyjemniejszych. Produkt dość mocno wchodzi w skórę i mam wrażenie, że palce ślizgają się po masce. Na szczęście to chwila, a po wszystkim skóra jest gładka i czysta.
Na pewno warto spojrzeć na tę maskę podczas zakupów, choć zdecydowanie wygodniejsza byłaby ta w płachcie.
Daję jej 4/5.
Bielenda Smoothie Mask
Koktajlowe maski zdecydowanie kupiłam oczami! Apetyczne, pomysłowe opakowanie i informacja, że maska jest na dwa razy. Akurat Bielendzie od dawna udaje się być w punkt, jeśli chodzi o opakowania. Są przemyślane i aż chce się je mieć na półce.
Ale nie o sam packshot chodzi, w końcu liczy wnętrze.
Otwierając produkt byłam zaskoczona konsystencją. Kremowa, lekka i mega pachnąca.
Przypomina mi mus do ciała Tutti Frutti.
Po nałożeniu na twarz czułam delikatne szczypanie, jednak po chwili to wrażenie ustało. Możliwe, że było to spowodowane owocowymi ekstraktami.
Na pierwszy ogień poszła maska detoksykująca. Skóra nie była znacząco oczyszczona, ale wygładziła się i napięła.
Poza opakowaniem nie jest to mój faworyt w tym zestawieniu.
Daję jej 3/5 i traktuję jako alternatywę, na pewno nie podstawowy produkt w kosmetyczce.
Mediheal Dress Code Violet
I tak rozpoczynam kolejną cześć maseczek, tym razem w płachcie.
Mediheal jest bardzo dobrze znany wśród fanek maseczek.
To, na co zwróciłam uwagę, to sporo miejsca na oczy i usta. Maska fajnie przylega do twarzy i jest dobrze nasączona. Tak naprawdę nie wiem, kiedy minęło 20 minut, bo cały czas maska dobrze się trzymała.
Po aplikacji skóra jest jaśniejsza, bardziej jędrna i wygląda zdrowo. Chętnie stosuję ją po ciężkim dniu lub po intensywnym weekendzie. Skóra dostaje kopa i wraca do formy.
Ponieważ maska ma sporo serum, część aplikuję pod oczy (jednak uważam, aby nic nie dostało się do środka). Po zdjęciu płachty nie czuję natychmiastowej potrzeby rzucenia się na krem nawilżający.
Muszę przyznać, że podchodziłam sceptycznie do tego produktu, ale naprawdę jest warty polecenia.
Jeśli chodzi o natychmiastową poprawę i nawilżenie skóry, daję 5/5.
Edge Cutimal CAT
Maski-zwierzątka rozprzestrzeniły się jak przysłowiowe króliki. Ma je wiele marek, a dawno temu pojawiły się w Rossmannie. Kupiłam ich wtedy kilka, a kotka trzymałam na lepsze czasy.
Maska nie jest zła, kupiłam wtedy po jednej z każdego rodzaju i najgorzej wypadły maski w kształcie lodów, bo weszłaby tam chyba głowa dziecka. Ale nie o nich mowa.
Kotek miło mnie zaskoczył, jednak prawdę mówiąc między świnką i innymi zwierzakami nie widzę różnicy.
Rozmiar maski jest odpowiedni. Aplikacja jest zabawna, ale trochę rozlazła. Niestety rozchodzi się między nosem a ustami, więc to taka pikseloza kotka.
Mimo to, choć maska wygląda na chińską, fajnie nawilża i napręża skórę. Zaskoczyła mnie pozytywnie, choć już nie widziałam ich stacjonarnie.
Zdecydowanie 5/5, szczególnie za ówczesną cenę 7zł.
Holika Holika After Hard Study
Maskę kupiłam na promocji w Hebe i prawdę mówiąc żałuję nawet tych pieniędzy. Każda z masek w linii porusza ciężki temat, po którym sięgamy po maskę. Ja wzięłam wariant naukowy, przecież nie pójdę do kasy z maską na kaca. Poza tym na kaca to tylko solone chipsy i cola, serio!
I przyznam szczerze, nawet próbowałam się wczuć w studencki klimat. Ba, kupiłam dwie, w końcu z promki! Po ciężkim tygodniu nałożyłam maskę, rytualnie wręcz i co? Na egzamin poszłabym bardzo brzydka i wkurzona.
Opinię mogłabym wyrazić packshotem. Wciąż czułam się jak pani ze zdjęcia. Raczej wymemłana. Nawet tani chiński kotek z poprzedniego akapitu sprawdził się lepiej. Chociaż się pośmiałam z tego, jak wyglądam.
Okej, żeby nie było, maska jest fajnie wycięta, wszystko się mieści. Ale po zdjęciu nie ma efektu wow. Dokładnie tak samo czuję się po nałożeniu serum, a trwa to o wiele krócej.
Skóra jest nawilżona, ale nie czułam żadnego wow. Nie była bardziej promienna, czy zdrowsza, a właśnie tego spodziewałam się po masce dedykowanej zmęczonej cerze.
Daję mocne 2/5 i nie zrażam się do innych masek marki.
Cettua Charcoal Facial Mask
Na deser zostawiłam maskę, którą kupuję wyłącznie na promocjach, natomiast wtedy w koszyku ląduje więcej niż jedna sztuka. Obawiam się, że tej masce mogłabym poświęcić cały post, ale streszczę się do kilku zdań.
Dawno temu kupiłam kilka wariantów tych masek. Nawilżające były poprawne, natomiast hitem okazała się oczyszczająca.
To naprawdę jedna z niewielu masek, do których regularnie wracam. I zarazem jedyna maska w płachcie, która prawdziwie oczyszcza pory.
Płachta jest dobrze wycięta, choć zapewne mogłaby być lepiej, szczególnie przy nosie. Natomiast w całej mojej miłości są to niuanse.
Najważniejsze jest efekt, a ten faktycznie mnie urzeka. Po zdjęciu maski cera nie jest jędrna czy nawilżona. Jest przyjemnie oczyszczona, a koloryt wyrównany. Stany zapalne wyciszone. Rzadko mi się zdarza, żeby płachta czyściła pory, ale dzięki węglowi faktycznie tak się dzieje.
A nie od dziś wiadomo, że maski węglowe to dla mnie hit.
To mój faworyt, który wychodzi ponad skalę, jednak żeby być fair, daję jej 5/5 i czekam na promocję.
Maski są fantastycznym uzupełnieniem codziennej pielęgnacji, jednak suplementujmy je rozsądnie i w zależności od potrzeb. Mam nadzieję, że moje zestawienie pomoże Ci podjąć decyzję podczas kolejnych zakupów. Większość masek w płachcie nastawionych jest na nawilżanie, regenerację i faktycznie można wśród nich znaleźć perełki. Producenci prześcigają się też w formułach masek oraz ich opakowaniach, jednak trzeba podejść do tego rozważnie.
Po jakie maski sięgasz najczęściej? Wolisz te w tubce, płachcie, a może jednorazowej saszetce?
Skomentuj
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Będę wdzięczna za powstrzymanie się od wulgaryzmów i złośliwości.
Proszę też nie reklamować swoich rozdań i blogów.
W wolnych chwilach odwiedzam swoich czytelników :)