Nie każda z nas może cieszyć się piękną i gładką cerą. Moją zmorą są niedoskonałości, z którymi musiałam nauczyć się żyć. Czasami staję przed trudnymi wyborami pielęgnacyjnymi i makijażowymi, ale muszę zaryzykować, aby przekonać się o ich skuteczności. Jednak najczęściej zawód sprawiają mi podkłady. Czy matujący fluid Bielenda Make Up Academie również mnie rozczarował?
Nie będąc jeszcze nastolatką, bardzo wstydziłam się swojej niedoskonałej cery. Szybkie dojrzewanie sprawiło, że kiedy rówieśniczki cieszyły się dziecięcymi buziami, ja już borykałam się z szalejącymi hormonami. 15 lat temu dzieci wyglądały jak dzieci, nawet te dojrzewające. Dziewczynki rano czesały włosy i wychodziły do szkoły.
Tak naprawdę dopiero jako nastolatka, zaczęłam poznawać produkty, które służą (lub nie) mojej cerze. Jednak zawsze były to dostępne stacjonarnie, niedrogie kosmetyki, które mogłam kupić za własne kieszonkowe. W związku z tym miałam przekonanie, że nie istnieje produkt, który poradzi sobie z moimi problemami. Nagle okazało się, że jest, ale na co dzień okazuje się być za ciężki. I koło brutalnie się zamyka. Ilekroć próbowałam używania lekkich podkładów solo, kończyło się to tym, że po kilku godzinach rozżalona patrzyłam w lustro i wracałam do sprawdzonego pokładu.
Pieniądze wyrzucone w błoto, bo mam w kosmetyczce kolejny produkt "na wyjście do marketu". Czy naprawdę nie istnieje lekki podkład, który jest w stanie okiełznać niedoskonałej cery?
Nie poddaję się i dobrze. Bo gdybym to zrobiła, nie poznałabym fluidu Bielenda Make Up Academie w wersji MATT, przeznaczonego do cery mieszanej i tłustej. Występujący w trzech odcieniach produkt, jak zapewnia producent, poprawia koloryt skóry, tuszuje niedoskonałości, przebarwienia i (uwaga) drobne zmarszczki. Fluid zawiera witaminę B3, dzięki czemu reguluje wydzielanie sebum, zmniejsza widoczność porów i ogranicza błyszczenie. A jak jest w praktyce?
To, na co warto zwrócić uwagę, to lekkość produktu. Domyślałam się, że matowa wersja będzie miała pudrowe wykończenie i tak faktycznie jest. A do tego bardzo szybko zastyga. Prawdę mówiąc przypomina mi trochę Revlon. Oczywiście dużo lżejszy i bardziej matowy, jednak oba produkty, wbrew pozorom, sporo łączy.
Fluid wyrównuje koloryt i przyjemnie wygładza skórę, ale nie kryje niedoskonałości w 100%. Do pełnego zakrycia np. wyprysków niezbędny będzie gęsty i dobrze utrzymujący się korektor.
Dla porównania zrobiłam trzy zdjęcia. Dopasowałam się do minimalistycznej gamy odcieni.
Pierwsze zdjęcie to skóra w negliżu. Widnieje na niej jedynie krem.
Drugie to ujęcie z dość szybko nałożonym fluidem. Pod oczami korektor Maybelline.
Trzecie to wykończenie pudrem.
Przed:
Po z podkładem:
Po z podkładem i pudrem:
Na pierwszym zdjęciu możecie zobaczyć drobne zaczerwienienia, a także niedoskonałości w okolicy nosa. Moja cera nie ma przebarwień, ale szczególnie w okolicy brody widać blizny. Na strukturę cery narzekać nie mogę. Moje policzki regularnie zyskują masę komplementów, dlatego postanowiłam się już nie odchudzać.
Co zauważyłam podczas regularnego stosowania podkładu?
1. jest lekki, ma matowe wykończenie i szybko zastyga;
2. napręża skórę i wygładza ją;
3. dobrze się zmywa;
4. na czole i policzkach utrzymuje się do wieczora w 100%;
5. naprawdę matuje.
I przy ostatnim punkcie warto się zatrzymać na chwilę. Tak, ten podkład przypomina mi Revlon, bo faktycznie matuje i radzi sobie z wymagającą, wydzielającą sebum skórą. W ciągu dnia wystarczy delikatnie odcisnąć nadmiar zgromadzonego sebum i dalej można cieszyć się pięknym makijażem. Dla lepszego efektu trzeba go połączyć z odpowiednio dobranym pudrem. Obecnie łączę go z pudrem Hean i ten duet wystarcza mi na codzienne wyjścia do pracy czy kawę z przyjaciółką.
Czy ma jakieś wady?
1. słabo kryje;
2. podkład potrzebuje dobrego pudru;
3. potrafi się zetrzeć, szczególnie w okolicy nosa;
4. gama kolorów nie powala, są tylko 3 odcienie.
Podkład mogę polecić osobom z cerą mieszaną, których zmorą jest błyszcząca się strefa T. Mimo wszystko do tego, aby makijaż był trwały i utrzymał mat, trzeba użyć dobrego pudru, który absorbuje nadmiar sebum. Ja próbowałam z trzema pudrami, dopiero Hean okiełznał każdy podkład, jaki mam.
Fluid Bielenda będzie idealny na wiosenne i jesienne dni. Latem, w moim przypadku, spłynie bardzo szybko i nie da rady z wydzielanym sebum oraz potem. Obawiam się też, że przez to, że dość szybko się ściera w okolicy nosa i brody, może nie dać sobie rady z mokrym od śniegu szalikiem czy urokami kataru.
Minusem jest też uboga gama kolorów i mam nadzieję, że to się zmieni, bo produkt ma ogromny potencjał! Mógłby mieć też lepsze krycie, jednak możliwe, że kiedy się skończy, spróbuję jego siostrzanej serii kryjącej.
Jak to jest, że pomimo tylu minusów nadal uważam, że ten produkt jest warty uwagi?
Nie oczekuję, ze lekki fluid będzie trzymał się tak dobrze, jak ciężki i gęsty Revlon. Mimo to cenię go za to, że jako jeden z nielicznych produktów poradził sobie z wydzielanym sebum.
Nie ma co oszukiwać, produkt na imprezę czy ważne wyjście będzie niewystarczający, jednak do pracy czy na zakupy lub niezobowiązujące wyjście z przyjaciółką jest w sam raz!
Nie zapycha, tworzy delikatną, wyrównującą i wygładzającą powłokę. Nie wysusza, choć podkreśla suche skórki. Ma matowe wykończenie i mimo tego dobrze przyjmuje puder. Ważne jest też to, że wygląda bardzo naturalnie.
Mógłby lepiej kryć, jednak co do jego trwałości, nie wytrzymuje jedynie wody czy częstego tarcia. Jeśli chodzi o wydajność, wystarczy na kilkanaście użyć. Ja często łączę go z Revlonem pół na pół, więc wystarczy na dwa razy dłużej.
Jak dla mnie to naprawdę warty uwagi produkt i tak, jak już wspominałam chętnie sięgnę dla porównania po jego kryjącą wersję. Co ciekawe, kosztuje do 20zł.
Pieniądze wyrzucone w błoto, bo mam w kosmetyczce kolejny produkt "na wyjście do marketu". Czy naprawdę nie istnieje lekki podkład, który jest w stanie okiełznać niedoskonałej cery?
Odzyskać wiarę w swoją cerę
Moja codzienna pielęgnacja nie jest skomplikowana, bo zauważyłam, że prostota i umiar zdecydowanie jej służą. Używam matującej linii Clarena, która jako jedyna radzi sobie z wydzielaniem sebum, do tego lekki, ale intensywnie nawilżający krem. Te akurat zmieniam dość często. Do tego regularnie wykonywany peeling mechaniczny i maski, które zużywam z prędkością światła. Wieczorem wjeżdża oczyszczająca pianka, serum i krem na noc. Mimo tego nie jestem w stanie okiełznać wydzielanego sebum i każdorazowo w strefie T świecę jak bożonarodzeniowa wystawa.Nie poddaję się i dobrze. Bo gdybym to zrobiła, nie poznałabym fluidu Bielenda Make Up Academie w wersji MATT, przeznaczonego do cery mieszanej i tłustej. Występujący w trzech odcieniach produkt, jak zapewnia producent, poprawia koloryt skóry, tuszuje niedoskonałości, przebarwienia i (uwaga) drobne zmarszczki. Fluid zawiera witaminę B3, dzięki czemu reguluje wydzielanie sebum, zmniejsza widoczność porów i ogranicza błyszczenie. A jak jest w praktyce?
Lekko i przyjemnie?
Kwestią, której nie da się pominąć, jest liczba odcieni. Trzy! Mój najjaśniejszy kolor, jak oznaczył go producent - naturalny - jest na tyle ciemny, że jeśli masz alabastrową cerę, podkład nie jest dla Ciebie. Chyba, że zamierzasz potem użyć mąki zamiast pudru. Większość śmiertelniczek zimą traci letnią opaleniznę, dlatego lepiej uważać z kolorami fluidu.To, na co warto zwrócić uwagę, to lekkość produktu. Domyślałam się, że matowa wersja będzie miała pudrowe wykończenie i tak faktycznie jest. A do tego bardzo szybko zastyga. Prawdę mówiąc przypomina mi trochę Revlon. Oczywiście dużo lżejszy i bardziej matowy, jednak oba produkty, wbrew pozorom, sporo łączy.
Fluid wyrównuje koloryt i przyjemnie wygładza skórę, ale nie kryje niedoskonałości w 100%. Do pełnego zakrycia np. wyprysków niezbędny będzie gęsty i dobrze utrzymujący się korektor.
Dla porównania zrobiłam trzy zdjęcia. Dopasowałam się do minimalistycznej gamy odcieni.
Pierwsze zdjęcie to skóra w negliżu. Widnieje na niej jedynie krem.
Drugie to ujęcie z dość szybko nałożonym fluidem. Pod oczami korektor Maybelline.
Trzecie to wykończenie pudrem.
Przed:
Po z podkładem:
Po z podkładem i pudrem:
Na pierwszym zdjęciu możecie zobaczyć drobne zaczerwienienia, a także niedoskonałości w okolicy nosa. Moja cera nie ma przebarwień, ale szczególnie w okolicy brody widać blizny. Na strukturę cery narzekać nie mogę. Moje policzki regularnie zyskują masę komplementów, dlatego postanowiłam się już nie odchudzać.
Co zauważyłam podczas regularnego stosowania podkładu?
1. jest lekki, ma matowe wykończenie i szybko zastyga;
2. napręża skórę i wygładza ją;
3. dobrze się zmywa;
4. na czole i policzkach utrzymuje się do wieczora w 100%;
5. naprawdę matuje.
I przy ostatnim punkcie warto się zatrzymać na chwilę. Tak, ten podkład przypomina mi Revlon, bo faktycznie matuje i radzi sobie z wymagającą, wydzielającą sebum skórą. W ciągu dnia wystarczy delikatnie odcisnąć nadmiar zgromadzonego sebum i dalej można cieszyć się pięknym makijażem. Dla lepszego efektu trzeba go połączyć z odpowiednio dobranym pudrem. Obecnie łączę go z pudrem Hean i ten duet wystarcza mi na codzienne wyjścia do pracy czy kawę z przyjaciółką.
Czy ma jakieś wady?
1. słabo kryje;
2. podkład potrzebuje dobrego pudru;
3. potrafi się zetrzeć, szczególnie w okolicy nosa;
4. gama kolorów nie powala, są tylko 3 odcienie.
Podkład mogę polecić osobom z cerą mieszaną, których zmorą jest błyszcząca się strefa T. Mimo wszystko do tego, aby makijaż był trwały i utrzymał mat, trzeba użyć dobrego pudru, który absorbuje nadmiar sebum. Ja próbowałam z trzema pudrami, dopiero Hean okiełznał każdy podkład, jaki mam.
Fluid Bielenda będzie idealny na wiosenne i jesienne dni. Latem, w moim przypadku, spłynie bardzo szybko i nie da rady z wydzielanym sebum oraz potem. Obawiam się też, że przez to, że dość szybko się ściera w okolicy nosa i brody, może nie dać sobie rady z mokrym od śniegu szalikiem czy urokami kataru.
Minusem jest też uboga gama kolorów i mam nadzieję, że to się zmieni, bo produkt ma ogromny potencjał! Mógłby mieć też lepsze krycie, jednak możliwe, że kiedy się skończy, spróbuję jego siostrzanej serii kryjącej.
Jak to jest, że pomimo tylu minusów nadal uważam, że ten produkt jest warty uwagi?
Nie oczekuję, ze lekki fluid będzie trzymał się tak dobrze, jak ciężki i gęsty Revlon. Mimo to cenię go za to, że jako jeden z nielicznych produktów poradził sobie z wydzielanym sebum.
Nie ma co oszukiwać, produkt na imprezę czy ważne wyjście będzie niewystarczający, jednak do pracy czy na zakupy lub niezobowiązujące wyjście z przyjaciółką jest w sam raz!
Nie zapycha, tworzy delikatną, wyrównującą i wygładzającą powłokę. Nie wysusza, choć podkreśla suche skórki. Ma matowe wykończenie i mimo tego dobrze przyjmuje puder. Ważne jest też to, że wygląda bardzo naturalnie.
Mógłby lepiej kryć, jednak co do jego trwałości, nie wytrzymuje jedynie wody czy częstego tarcia. Jeśli chodzi o wydajność, wystarczy na kilkanaście użyć. Ja często łączę go z Revlonem pół na pół, więc wystarczy na dwa razy dłużej.
Jak dla mnie to naprawdę warty uwagi produkt i tak, jak już wspominałam chętnie sięgnę dla porównania po jego kryjącą wersję. Co ciekawe, kosztuje do 20zł.
Skomentuj
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Będę wdzięczna za powstrzymanie się od wulgaryzmów i złośliwości.
Proszę też nie reklamować swoich rozdań i blogów.
W wolnych chwilach odwiedzam swoich czytelników :)