bielenda
pielęgnacja ciała
recenzja
Zimowa vege pielęgnacja
2/11/2018Zima przewraca moje pielęgnacyjne potrzeby do góry nogami. Żeby nie stać się ofiarą tego czasu, swoje rytuały wypełniam pięknie pachnącymi produktami. Obecnie rządzi Bielenda w vegańskiej wersji.
Pod koniec roku, wraz ze zmianą temperatury, moja skóra zamienia się w potwora. Tyrana wręcz. Przy każdym zaaplikowanym produkcie gra mi na nosie i znów ukazuje suche placki na nogach i biodrach.
Chwytam się wszelkich możliwych sposobów, jednak ciągła zmiana temperatur i ciepłe ubrania przyczyniają się do mechanizmu błędnego koła.
Miałam nadzieję, że Bielenda Vegan friendly upora się z tym problemem. Czy peeling i masło do ciała faktycznie wpłynęły na poprawę stanu skóry?
Ujędrniający peeling z pomarańczą
Gdybym miała wskazać produkt, bez którego z całą pewnością mogłabym się obyć, byłby to peeling. Używanie tego typu kosmetyków nie sprawia mi przyjemności, choć wartości, zarówno dla zdrowia jak i walorów estetycznych są bardzo ważne.
Po prostu mogłabym stosować maski do twarzy siedem dni w tygodniu, natomiast do peelingu ciała muszę się zmuszać i bardzo tego pilnować.
Dlatego w łazience zawsze muszę mieć pięknie pachnący, gruboziarnisty peeling, który zachęci mnie do tych tortur.
Peeling cukrowy sprawdza się do tego idealnie. Ma średnią ilość ostrych drobinek, ale mnie to wystarczy. Zdecydowanie czuć jego moc!
Ma słodki, delikatnie cytrusowy zapach, który jest hipnotyzujący! Co ciekawe, jest bardzo wydajny. Jednak woń kosmetyku zdecydowanie wciąga i używam go więcej, niż potrzeba.
Zmieniłabym w nim aplikator, ponieważ odkręcana tuba nie jest wygodna. W dodatku otwór produktu wygląda, jakby producent zapomniał o jednym elemencie. Ale umówmy się, to nie produkt premium, a poza tym liczy się jego zawartość, nie opakowanie.
Dotykając kwestii zawartości peelingu, muszę wspomnieć o najważniejszym, efekcie stosowania.
Podczas pierwszego użycia byłam bardzo sceptyczna. Ale to się szybko zmieniło. Po masażu skóra zdrowo wygląda, jest znacznie wygładzona. Peeling zostawia glicerynowy film, ale nie przeszkadza mi to. Skóra jest tak cudownie miękka, dlatego dopóki produkt stoi w łazience, chętniej sięgam po jakikolwiek peeling.
Plusem jest też to, że szybko się spłukuje z ciała i nie osadza się na wannie. Tak, to dla mnie bardzo ważne i wiem, że każda kobieta boryka się z tym samym beauty problemem.
To warty uwagi, niedrogi produkt. Efekt warto podtrzymać kosmetykiem nawilżającym.
Kokosowe masło do ciała
Tak zwane mazidła pielęgnacyjne do ciała akurat lubię. I nie muszę zmuszać się do ich używania. Motywuje mnie nawet wygląd mojej skóry po wyjściu spod prysznica. Łydki i biodra nie prezentują się zbyt dobrze, a jeśli widać na nich jeszcze suche placki, to czuję się zwyczajnie niedbale.
Dlatego każdego wieczora wcieram w siebie balsamy i masła, zaklinając w myślach, że rano będę wyglądać jak bogini.
Do bogini mi nadal daleko, ale chociaż skóra pięknie pachnie. Choć w żaden sposób nie przypomina kokosa. Intensywny zapach masła według mnie wpada raczej w wanilię. Przy głębszym wdechu woń przypomina też olej kokosowy, jednak osoby, które spodziewają się chemicznego, słodkiego kokosa, nie doświadczą go w tym maśle.
Gęste, zbite masło trochę mnie rozczarowało. Pierwszy raz peeling wygrywa ze smarowidłem!
Wydawało mi się, że produkt zawierający oleje będzie tłusty, dzięki czemu bardziej wydajny. Ale tak nie jest. Po nałożeniu cienkiej warstwy, rano nawet nie czuję, żebym wieczorem używała produktu nawilżającego. Natomiast kiedy zaaplikuję nieco hojniej, po nocy skóra nadal jest gładka.
Na masło musiałam znaleźć jeszcze inny sposób. Masło bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej, mokrej warstwy. Dlatego też po aplikacji śmiało wkładałam spodnie, albo chowałam się pod kołdrę.
Nie tędy droga. Teraz najlepiej iść zmyć naczynia, żeby nie mieć kontaktu z tkaninami potencjalnie spijającymi kosmetyki.
Kiedy dałam na spokojnie wchłonąć się grubszej warstwie kosmetyku, rano zauważyłam, że skóra na brzuchu, rękach i udach nadal jest gładka, miękka i sprężysta.
Niestety nie mogę tego powiedzieć o biodrach i łydkach. Na te części ciała kosmetyk nie jest wystarczający. Skóra nie jest szorstka, ale nadal widać przesuszenia.
Oba produkty są warte uwagi. Producent deklaruje, że zawierają składniki roślinne, natomiast są wolne od surowców pochodzenia zwierzęcego. Peeling bardziej przypadł mi do gustu i na pewno wrócę do innych wariantów zapachowych. Masło do ciała zawiodło mnie, bo nie poradziło sobie z przesuszeniami na łydkach i biodrach. Mimo to na pozostałe partie ciała działa znakomicie.
Oba produkty sprawiają, że dzięki takiej zimowej pielęgnacji czuję się pewniej i atrakcyjniej, a zapachy zbliżają mnie do ciepłych pór roku.
A Ty jakich produktów używasz zimą? Twoja pielęgnacja różni się o tej porze roku?
Skomentuj
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Będę wdzięczna za powstrzymanie się od wulgaryzmów i złośliwości.
Proszę też nie reklamować swoich rozdań i blogów.
W wolnych chwilach odwiedzam swoich czytelników :)