pielęgnacja
pielęgnacja włosów
pielęgnacja włosów blond
Pielęgnacja cienkich włosów
4/07/2016
Cienkie włosy wymagają szczególnego traktowania. Łatwo je obciążyć, a także zniszczyć ich strukturę. Są podatne na łamanie, utratę objętości i przetłuszczanie. Jak więc z nimi żyć?
Choć kondyncja mojego ciała i cery często pozostawia wiele do życzenia, natura była bardzo łaskawa dla moich włosów. Nieskromnie powiem, że najwięcej komplementów zdobywały właśnie one. Zawsze się z tego bardzo cieszyłam, ponieważ żadna ze mnie włosomaniaczka, a już na pewno nie fanatyczka długości. Panikuję jedynie przy nadmiernym wypadaniu, co zdarza się zazwyczaj przed zimą i/lub wiosną. Co z tego wynika? Moja (nie)codzienna pielęgnacja oparta jest na serii przypadków, chęci testowania nowych produktów i powracania do sprawdzonych kosmetyków.
Czy rozpoznajesz ten typ?
Aby cieszyć się pięknymi włosami (albo chociaż ich stanem, z którego jesteśmy zadowolone), warto je poznać. Poznanie nie trwa dzień, tydzień czy dwa. Często potrzeba miesięcy, aby zobaczyć, co lubią nasze włosy, po jakich produktach wyglądają o niebo lepiej i co im służy.
Po wielu latach eksperymentów widzę, że moje włosy są cienkie, ale jest ich bardzo dużo. Są podatne na uszkodzenia mechaniczne i mają tendencje do łamania. Zazwyczaj wypadają raz lub dwa razy w roku. Mają naturalne pasemka (choć zazwyczaj mało kto mi wierzy). Przesuszeniu ulegają jedynie końcówki, które lubią się również rozdwajać. Nasada włosa kocha się przetłuszczać. Mogę zapomnieć o efekcie bujnych i gęstych włosów, bo zazwyczaj są oklapnięte i lubią się grupować w tak zwane strączki. Uwielbiają silikony - im sztuczniej - tym lepiej. W zimie ciężko opanować elektryzowanie.
Też znasz ten typ włosów?
Mycie i codzienna pielęgnacja cienkich włosów
Jak już wspomniałam, moje włosy uwielbiają silikon. Dlatego też, szczególnie zimą, nie robię im detoksu i z werwą aplikuję kolejne jego porcje. Efekt? Mniej naelektryzowane włosy, nieskomplikowana pielęgnacja i lepsza kondycja kosmyków. Jeśli nie oblepiałam ich szamponem, nakładałam odżywkę lub olejek bez spłukiwania Garnier. Dzięki temu rano mogłam śmiało prostować włosy bez większego uszczerbku na ich zdrowiu. Nie było jednak mocnych przy silnych mrozach, ale to nic dziwnego.
Zimą zrezygnowałam z wcierki Jantar, ponieważ myłam włosy przed pójściem spać. Zastąpiłam ją szamponem, z którego efektów byłam bardzo zadowolona. Nie dość, że znów pojawiły się baby hair, to naprawdę fajnie oczyszczał i kondycjonował włosy. Nie czułam efektu skrzypiących pasm, ale przyjemną miękkość po umyciu. Po zużyciu Jantaru wróciłam do szaponu Pilomax do włosów przetłuszczających się. Pierwsze lody z Wax Daily przełamaliśmy jakiś czas temu, jednak nie stał się moim ulubieńcem. Przy drugim kontakcie przeprosiłam za każde złe słowo. Powoli dobija dna, a ja muszę przyznać, że bardzo się polubiliśmy.
Jak wygląda moja codzienna pielęgnacja? Włosy bardzo łatwo przyzwyczaić do tych samych produktów, dlatego nie przywiązuję większej wagi do szamponów czy odżywek. Uwielbiam testować nowości, jednak staram się odchodzić od drogeryjnych produktów. Kupuję kosmetyki, których nie znajdę w każdym sklepie i widzę, że moje włosy są za to wdzięczne. Nie przyzwyczajam się również do odżywek. Ich jedynym zadaniem podczas codziennej pielęgnacji jest wygładzenie włosa i rozdzielenie pasm, abym mogła je rozczesać, a nie porywywać. Obecnie używam Dove i jestem z niej zadowolona. Niestety piękny zapach nie utrzymuje się zbyt długo, jednak jestem w stanie jej to wybaczyć, bo włosy są gładkie i miękkie w dotyku.
Po skróceniu włosów do ramion czułam potrzebę ciągłego prostowania. Choć z natury są proste i zupełnie niepodatne na układanie chciałam, aby przypominały makaronowe nitki. O dziwo nie zniszczyłam ich! Sądzę, że to zasługa sprayu Balea, który zabezpiecza je przed działaniem wysokich temperatur podczas suszenia, prostowania czy kręcenia. Muszę przyznać, że produkt stosowałam regularnie przed każdą tego typu stylizacją i w efekcie włosy na tym nie ucierpiały.
Od jakiegoś czasu, co pamiętają jeszcze moje długie włosy, używam gumek Invisibobble. Nie powiedziałabym, że są niezastąpione czy warte każdych pieniędzy, jednak naprawdę się z nimi polubiłam. Na co dzień nie wiążę włosów, ale świetnie sprawdzają się podczas olejowania czy wyjścia na szybkie zakupy, kiedy jedynym przyjacielem jest suchy szampon. Gumki nie sprawdzają się przy moich świeżo umytych dziecięcych włosach - zsuwają się i nie utrzymują kucyka lub koka. Natomiast fajnie sobie radzą z dwudniową fryzurą, kiedy włosy nie są tak puszyste i lekkie.
Niecodzienne zabiegi
Wyobrażam sobie weekend bez maski do włosów czy olejowania. Nie oszalałam na punkcie włosów, bo nigdy nie musiałam o nie przesadnie dbać. Po prostu natura była dla mnie łaskawa i ze spokojem przetrwałam farbowanie i dwie dekoloryzacje, a także zabiegi stylizacyjne, takie jak suszenie czy prostowanie. Obecnie mam swój naturalny kolor na całej długości włosów i staram się pokochać go na nowo.
Zabiegi upiększające włosy, pomimo braku manii pielęgnacji, są bardzo dobrym pomysłem na relaks. Co niedzielę staram się zafundować pasmom olejowanie lub maskę, czasami nawet jedno i drugie.
Przetestowałam już kilka olejów, jednak najlepszy okazał się olej migdałowy Nacomi. Kosztuje niewiele, a efekt naprawdę mnie cieszy. Moje włosy świetnie się z nim dogadują (w przeciwieństwie do kokosowego), są miękkie, wygładzone i jeszcze bardziej błyszczące. Kolejną zaletą jest to, że dobrze się zmywa.
W swoich zbiorach mam też trzy maski do włosów, które stopniowo zużywam podczas "weekendów SPA" w domowym zaciszu.
Dwie z nich to dobrze znane w blogosferze Kallos - Keratin i Omega. Stosuję je zamiennie - kiedy wcześniej nakładam olej - po nim ląduje keratynowa. Solo często stosuję Omega, która bazuje na kwasach omega-6.
Bardzo lubię maski Kallos, ponieważ są wydajne i niedrogie. Dzięki małym opakowaniom mogę przetestować produkt przed zakupem dużej lub... nigdy do niej nie wrócić!
Szczególną wagę do regularności stosowania masek przywiązywałam zimą, kiedy potrzebowałam nawilżenia i poskromienia włosów. Dobrze sprawdzał się produkt Omega, który dyscyplinował i dociążał włosy, dzięki czemu nie fruwały jak pióra i dało się je okiełznać. Keratynowa maska lepiej sprawdza się po okresie silnych mrozów. Włosy po niej są gładkie, miękkie, ale przez to też niesforne i puszyste.
Maską, którą łączę z powyższymi, jest Pilomax Wax Blonda. Zawsze nakładam ją na skórę głowy, a tym samym nasadę włosów, ponieważ jednym z jej zastosowań jest wzmocnienie cebulek. Jak wiadomo, to serce włosa i trzeba o nie dbać. Przy cotygodniowym używaniu nie zauważyłam szokującego efektu wzmocnienia, jednak sukcesem jest to, że przed wiosną nie zahaczyłam o okres wypadania włosów.
Regularność i obserwowanie potrzeb włosów są bardzo ważne. Widzę, że obecna pielęgnacja mi służy i nie mam zamiaru drastycznie jej modyfikować. Maski starczą na jeszcze długi czas, a szampony i odżywkę regularnie wymieniam, aby nie przyzwyczaić włosów do jednego produktu. Do rozczesywania używam już wyłącznie szczotek Tangle Teezer, ponieważ świetnie radzą sobie z moimi splątanymi pasmami.
Choć jest wiele szkół czesania włosów, staram się stosować metodę odpowiednią dla siebie. Dlatego też czekam do częściowego wyschnięcia włosów i dopiero je rozczesuję. Dzięki temu ograniczam ilość wyrwanych włosów oraz zachowuję spokój ducha.
Nigdzie nie znajdziemy uniwersalnego przepisu na piękne i zadbane włosy. Warto próbować różnych metod i umiejętnie odczytywać sygnały dawane przez włosy. Przypatrzcie się ich potrzebom oraz dopasujcie spersonalizowaną pielęgnację. Na pewno Wam za to podziękują!
Skomentuj
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Będę wdzięczna za powstrzymanie się od wulgaryzmów i złośliwości.
Proszę też nie reklamować swoich rozdań i blogów.
W wolnych chwilach odwiedzam swoich czytelników :)