lifestyle
Gadżety, które ułatwiają mi życie
1/11/2017Uwielbiam gadżety, a wytłumaczenie fascynacji jest proste - dzięki nim wszystko staje się prostsze. Albo chociaż przyjemniejsze. Znienawidzone czynności nagle nie wydają się być takie złe. Oprócz tego podoba mi się wielofunkcyjność urządzeń. Oto gadżety, które ułatwiają moje życie.
Gadżety nie muszą być drogie, aby spełniać swoją funkcję lub wyręczać nas w wielu czynnościach. Czasami są to rzeczy, które pomimo tego, że są użytkowe, głównie stają się designerską ozdobą sypialni. Nic w tym złego, każdy z nas lubi otaczać się pięknymi rzeczami. A jeśli do tego ułatwiają nam życie, chętnie po nie sięgamy.
Szczególnie lubię nowinki technologiczne, jednak im jestem starsza, tym bardziej doceniam gadżety, dzięki którym moje mieszkanie staje się mniej zagracone, rutynowe czynności przyjemniejsze, a codzienna poranna walna z czasem realna. Oto kilka sprzętów, dzięki którym moje zwyczaje nabierają innego znaczenia.
Przechowywanie bez ograniczeń
Jako nastolatka bardzo dużo czytałam. Tym samym gromadziłam swoje zbiory w niezbyt dużym pokoju. Z czasem dostałam kawałek piwnicy, ale mimo wszystko nie miałam pomysłu na to, co zrobić z większością książek. Wymiana satysfakcjonowała mnie tylko na chwilę, bo nowe zdobycze musiały mieć swoje miejsce. Niby głupia rzecz, ale przy i tak ogromnej ilości rzeczy, jakie potrafię zgromadzić, książki nie miały zbyt dużo miejsca, dlatego z nich zrezygnowałam.
Po jakimś czasie zaczęło mi brakować tej formy relaksu. Zapomniałam już, jak to jest czytać treści dłuższe niż trzy tysiące znaków. Zauważyłam też, że ciężko jest mi się skupić, kiedy tekst ma kilkanaście stron. Trochę się wystraszyłam i postanowiłam, że zainwestuję w urządzenie, które pozwoli mi przechowywać książki w jego wnętrzu.
Mowa oczywiście o czytniku książek. Kupiłam go na początku zeszłego roku i przyznam, że to była bardzo dobra inwestycja! Postawiłam na Kindle Paperwhite 3, dzięki czemu mogę czytać nawet bez dostatecznego oświetlenia. Nie męczy oczu, o dziwo również wtedy, gdy włączam mu podświetlenie.
No i najważniejsze, dalej mogę wymieniać się ciekawymi tytułami, ale całość zajmuje minimum miejsca. W dodatku mogę mieć go zawsze przy sobie, nawet jeśli książka liczy 500 stron.
Jest idealny podczas podróży, ale też bezsennych nocy, bo nie przeszkadzam domownikom zapalonym do późna światłem.
Dzięki Kindle czytanie znów jest dla mnie przyjemnością.
Zauważyłam tylko jeden minus, ale raczej to psychiczne przyzwyczajenie. Lubię widzieć, ile stron zostało do końca rozdziału albo książki, tu nie mam możliwości sprawdzenia.
Odprężenie lub przeniesienie się w inny wymiar podczas czytania zapewne nie jest Ci obce. A co, jeśli zdradzę Ci, że prasowanie też może nabrać innowacyjnego znaczenia?
Znam kobiety, które twierdzą, że prasowanie je odpręża. Mogą wtedy zebrać myśli i skupić się wyłącznie na tej czynności. Ja do nich nie należę, a uczucie relaksu i prasowanie to dla mnie odległe bieguny. Z nienawiści do tego typu obowiązków domowych zorganizowałam wśród znajomych i rodziny zbiórkę wieszaków, aby wszystko samoistnie się na nich wyprostowało zaraz po praniu.
Niestety, wieszaki nie rozwiązują problemu, bo jeśli w szafie nie ma miejsca, żeby wetknąć choćby szpilkę, ubrania (zapewne nocą) walczą o przetrwanie i o poranku ponownie są wygniecione. A ja przecież znów za długo oglądałam śniadaniówkę przed pracą....
Na szczęście jest na to rozwiązanie. To produkt, który chodził mi po głowie od dawna, jednak nie mogłam się zdecydować na konkretny model. W takich wypadkach niezastąpione są osoby, które zrobią to za mnie i tak stałam się szczęśliwą posiadaczką steamera, czyli parownicy do ubrań. Od świąt, poza pracą, mam też etat prasowacza.
Czy polubiłam prasowanie? Oczywiście, że nie! Ale mając designerskie, świetnie działające urządzenie ta czynność przestała być tak niewdzięczna.
Steamer działa zarówno w pionie, jak i poziomie, dzięki czemu nie potrzebuję już deski do prasowania. Poradzi sobie nie tylko z t-shirtami czy zwiewnymi sukienkami, ale również z grubszym materiałem. W zestawie posiada nakładkę ze szczotką do cięższych tkanin, ale ja prasowałam grubą sukienkę bez niej i byłam zadowolona z efektu.
Steamer jest gotowy do pracy w zaledwie 60s, a duży zbiornik wody wystarczył mi na jednorazowe wyprasowanie do czterech rzeczy, w tym jednej mocno wygniecionej sukienki z grubego materiału.
No i ten wygląd, obok którego nie można przejść obojętnie! Minus steamera jest taki, że przy dłuższym prasowaniu może zaboleć ręka. Traktuję to jako ćwiczenie, a jeśli za pół roku prawy biceps będzie widoczny, wiedz że regularnie prasuję!
No i najważniejsze, dalej mogę wymieniać się ciekawymi tytułami, ale całość zajmuje minimum miejsca. W dodatku mogę mieć go zawsze przy sobie, nawet jeśli książka liczy 500 stron.
Jest idealny podczas podróży, ale też bezsennych nocy, bo nie przeszkadzam domownikom zapalonym do późna światłem.
Dzięki Kindle czytanie znów jest dla mnie przyjemnością.
Zauważyłam tylko jeden minus, ale raczej to psychiczne przyzwyczajenie. Lubię widzieć, ile stron zostało do końca rozdziału albo książki, tu nie mam możliwości sprawdzenia.
Odprężenie lub przeniesienie się w inny wymiar podczas czytania zapewne nie jest Ci obce. A co, jeśli zdradzę Ci, że prasowanie też może nabrać innowacyjnego znaczenia?
Przyjemność prasowania
Znam kobiety, które twierdzą, że prasowanie je odpręża. Mogą wtedy zebrać myśli i skupić się wyłącznie na tej czynności. Ja do nich nie należę, a uczucie relaksu i prasowanie to dla mnie odległe bieguny. Z nienawiści do tego typu obowiązków domowych zorganizowałam wśród znajomych i rodziny zbiórkę wieszaków, aby wszystko samoistnie się na nich wyprostowało zaraz po praniu.
Niestety, wieszaki nie rozwiązują problemu, bo jeśli w szafie nie ma miejsca, żeby wetknąć choćby szpilkę, ubrania (zapewne nocą) walczą o przetrwanie i o poranku ponownie są wygniecione. A ja przecież znów za długo oglądałam śniadaniówkę przed pracą....
Na szczęście jest na to rozwiązanie. To produkt, który chodził mi po głowie od dawna, jednak nie mogłam się zdecydować na konkretny model. W takich wypadkach niezastąpione są osoby, które zrobią to za mnie i tak stałam się szczęśliwą posiadaczką steamera, czyli parownicy do ubrań. Od świąt, poza pracą, mam też etat prasowacza.
Czy polubiłam prasowanie? Oczywiście, że nie! Ale mając designerskie, świetnie działające urządzenie ta czynność przestała być tak niewdzięczna.
Steamer działa zarówno w pionie, jak i poziomie, dzięki czemu nie potrzebuję już deski do prasowania. Poradzi sobie nie tylko z t-shirtami czy zwiewnymi sukienkami, ale również z grubszym materiałem. W zestawie posiada nakładkę ze szczotką do cięższych tkanin, ale ja prasowałam grubą sukienkę bez niej i byłam zadowolona z efektu.
Steamer jest gotowy do pracy w zaledwie 60s, a duży zbiornik wody wystarczył mi na jednorazowe wyprasowanie do czterech rzeczy, w tym jednej mocno wygniecionej sukienki z grubego materiału.
No i ten wygląd, obok którego nie można przejść obojętnie! Minus steamera jest taki, że przy dłuższym prasowaniu może zaboleć ręka. Traktuję to jako ćwiczenie, a jeśli za pół roku prawy biceps będzie widoczny, wiedz że regularnie prasuję!
Do pełni przyzwoitego wyglądu nie wystarczy jedynie wyprasowane ubranie. Przyda się też ładna fryzura!
Nie uwierzysz, ale urządzenie, którego używam do przywrócenia zadowalającego wyglądu moim włosom, jest w moim domu dobre 10 lat! Suszarko-lokówka Rowenta ma już nowszą wersję z chłodnym nawiewem i odnowionym designem. Pamiętam, jak kupowali ją moi rodzice. Miałam chwilowy szał na jej używanie, jednak wysuszenie całych włosów trwało bardzo długo.
Przepraszałam się z suszarko-lokówką kilka razy, szczególnie przy okazji świąt czy innych wydarzeń.
Obecnie używam jej do unoszenia włosów u nasady oraz podkreślania grzywki. Moja fryzura bardzo szybko robi się płaska, jednak ułożenie chociażby samej grzywki pozwala mi przyzwoicie wyglądać.
Zaletą tego typu urządzenia jest to, że ma dwie wymienne szczotki o różnych rozmiarach. Bez nakładania którejś z nich tracimy funkcję lokówki i mamy wyłącznie ciepły nawiew. Dodatkowo mogę sterować szczotkami w dwóch kierunkach, dlatego nie muszę wykonywać dziwnych wygibasów.
Lubię to urządzenie, bo w zaledwie kilka chwil ciepłe powietrze suszy grzywkę i nadaje jej upragniony kształt. Mam wolną rękę, bo nie muszę trzymać suszarki i szczotki, dzięki czemu mogę manewrować włosami.
Kiedy już wyglądam jak milion dolarów, mam ochotę zrobić sobie selfie!
Jestem fanką zdjęć, szczególnie tych papierowych. Kojarzą mi się z dzieciństwem, kiedy cała rodzina zbierała się przy stole i oglądała stare fotografie z okresu młodości dziadków i rodziców. Zawsze chętnie sięgam po zakurzone albumy i rozpadające się kartony z masą zdjęć. Taką pamiątkę chcę mieć również dla siebie i kolejnych pokoleń, dlatego co jakiś czas wywołuję zdjęcia z najważniejszych wydarzeń.
Obecnie można zrobić naprawdę dobre jakościowo zdjęcia telefonem, ale ja uwielbiam mieć w ręku aparat. Niestety, lustrzanka jest za duża i ciężka, aby nosić ją ze sobą wszędzie. W dodatku jest mi jej po prostu szkoda, dlatego brakowało mi małego, poręcznego aparatu, który zmieści się nawet w małej torebce.
Do kopertówki go nie włożę, jednak Panasonic Lumix TZ60 spełnia kryterium wielkości.
Aparat ma trzydziestokrotny zoom i nawet przy takim powiększeniu zdjęcia wychodzą bardzo wyraźnie. Zależało mi też na dużym wyświetlaczu i choć nie jest dotykowy, nawigacja jest bardzo intuicyjna.
Urządzenie posiada wiele funkcji i różne bajery, jak Wi-Fi czy GPS, a przy wyborze programu fotografowania zwierząt, można wprowadzić imię pupila.
Na moje potrzeby aparat spełnia swoją funkcję, a ja w końcu mam urządzenie, które mogę zabrać na konferencję, spotkanie czy spacer i nie martwić się, że rozładuję baterię w telefonie. Aparat mogę mieć ciągle przy sobie, a jego krótki czas reakcji pozwala mi uchwycić każdą wartą tego chwilę. Po wydrukowaniu zdjęcia nadal mają dobrą jakość, więc uwieczniam do woli!
Do obowiązkowych gadżetów zaliczam też dzbanek z zaparzaczem do herbaty i organizery do szuflad, dzięki którym zachowuję porządek. Do pełni szczęścia brakuje mi powerbanku o niewielkiej wadze, dużej mocy i atrakcyjnym wyglądzie, aby móc nosić go w torebce bez nadmiernego obciążenia. Na gadżetowej wishliście znajduje się też stojąca lampa pierścieniowa czy statyw, aby bez potrzeby angażowania osób trzecich móc tworzyć ciekawy content. Gadżety i sprzęty ułatwiające codzienne czynności nie muszą być wyszukane. Ważne, aby dzięki nim życie stało się przyjemniejsze i prostsze.
Stare nie znaczy gorsze
Nie uwierzysz, ale urządzenie, którego używam do przywrócenia zadowalającego wyglądu moim włosom, jest w moim domu dobre 10 lat! Suszarko-lokówka Rowenta ma już nowszą wersję z chłodnym nawiewem i odnowionym designem. Pamiętam, jak kupowali ją moi rodzice. Miałam chwilowy szał na jej używanie, jednak wysuszenie całych włosów trwało bardzo długo.
Przepraszałam się z suszarko-lokówką kilka razy, szczególnie przy okazji świąt czy innych wydarzeń.
Obecnie używam jej do unoszenia włosów u nasady oraz podkreślania grzywki. Moja fryzura bardzo szybko robi się płaska, jednak ułożenie chociażby samej grzywki pozwala mi przyzwoicie wyglądać.
Zaletą tego typu urządzenia jest to, że ma dwie wymienne szczotki o różnych rozmiarach. Bez nakładania którejś z nich tracimy funkcję lokówki i mamy wyłącznie ciepły nawiew. Dodatkowo mogę sterować szczotkami w dwóch kierunkach, dlatego nie muszę wykonywać dziwnych wygibasów.
Lubię to urządzenie, bo w zaledwie kilka chwil ciepłe powietrze suszy grzywkę i nadaje jej upragniony kształt. Mam wolną rękę, bo nie muszę trzymać suszarki i szczotki, dzięki czemu mogę manewrować włosami.
Kiedy już wyglądam jak milion dolarów, mam ochotę zrobić sobie selfie!
Zdjęcia w każdej sytuacji
Jestem fanką zdjęć, szczególnie tych papierowych. Kojarzą mi się z dzieciństwem, kiedy cała rodzina zbierała się przy stole i oglądała stare fotografie z okresu młodości dziadków i rodziców. Zawsze chętnie sięgam po zakurzone albumy i rozpadające się kartony z masą zdjęć. Taką pamiątkę chcę mieć również dla siebie i kolejnych pokoleń, dlatego co jakiś czas wywołuję zdjęcia z najważniejszych wydarzeń.
Obecnie można zrobić naprawdę dobre jakościowo zdjęcia telefonem, ale ja uwielbiam mieć w ręku aparat. Niestety, lustrzanka jest za duża i ciężka, aby nosić ją ze sobą wszędzie. W dodatku jest mi jej po prostu szkoda, dlatego brakowało mi małego, poręcznego aparatu, który zmieści się nawet w małej torebce.
Do kopertówki go nie włożę, jednak Panasonic Lumix TZ60 spełnia kryterium wielkości.
Aparat ma trzydziestokrotny zoom i nawet przy takim powiększeniu zdjęcia wychodzą bardzo wyraźnie. Zależało mi też na dużym wyświetlaczu i choć nie jest dotykowy, nawigacja jest bardzo intuicyjna.
Urządzenie posiada wiele funkcji i różne bajery, jak Wi-Fi czy GPS, a przy wyborze programu fotografowania zwierząt, można wprowadzić imię pupila.
Na moje potrzeby aparat spełnia swoją funkcję, a ja w końcu mam urządzenie, które mogę zabrać na konferencję, spotkanie czy spacer i nie martwić się, że rozładuję baterię w telefonie. Aparat mogę mieć ciągle przy sobie, a jego krótki czas reakcji pozwala mi uchwycić każdą wartą tego chwilę. Po wydrukowaniu zdjęcia nadal mają dobrą jakość, więc uwieczniam do woli!
Do obowiązkowych gadżetów zaliczam też dzbanek z zaparzaczem do herbaty i organizery do szuflad, dzięki którym zachowuję porządek. Do pełni szczęścia brakuje mi powerbanku o niewielkiej wadze, dużej mocy i atrakcyjnym wyglądzie, aby móc nosić go w torebce bez nadmiernego obciążenia. Na gadżetowej wishliście znajduje się też stojąca lampa pierścieniowa czy statyw, aby bez potrzeby angażowania osób trzecich móc tworzyć ciekawy content. Gadżety i sprzęty ułatwiające codzienne czynności nie muszą być wyszukane. Ważne, aby dzięki nim życie stało się przyjemniejsze i prostsze.
Skomentuj
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Będę wdzięczna za powstrzymanie się od wulgaryzmów i złośliwości.
Proszę też nie reklamować swoich rozdań i blogów.
W wolnych chwilach odwiedzam swoich czytelników :)