Od pewnego czasu regularnie używam tylko jednego podkładu. Z czasem poczułam, że potrzebuję lżejszego zamiennika, który jednocześnie ukryje niedoskonałości, pozostawi skórę matową oraz nie spłynie z twarzy. Czy Artdeco spełnił moje oczekiwania?
Poprzeczka zawieszona wysoko. Mając swojego ulubieńca, nie jest łatwo go przebić. Czego oczekuję od idealnego podkładu?
1. Trwałości.
2. Utrzymania matu przez wiele godzin.
3. Dobrego krycia.
4. Łatwej aplikacji.
5. Współgrania z pudrem.
6. Naturalnego wyglądu.
Kolejność przypadkowa.
Czy Artdeco Rich Treatment Foundation posiada te cechy?
Luksusowy podkład o kremowej konsystencji do każdego typu cery. Odporny na działanie wilgoci. Dzięki zawartości pigmentów rozpraszających światło tuszuje drobne niedoskonałości cery, nadając jedwabiste matowe wykończenie z efektem rozświetlenia. Umożliwia krycie od lekkiego do pełnego, bez efektu maski. Zawiera składniki nawilżające i filtry UV. Polecany do każdego rodzaju cery.
Mówi się, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Jednak nie bez powodu zdecydowałam się na ten podkład. Od dawna szukam produktu, który będzie lekki, ale jednocześnie kryjący i matujący. Artdeco zapowiadał się idealnie! Jak sprawdził się w każdej z kategorii moich oczekiwań?
Krok pierwszy - aplikacja
Po wyjęciu z pudełka, widzimy piękne szklane opakowanie z nienachalnym napisem. Cieszy oczy, a to też ważne. Po prostu chce się go używać! Zazwyczaj nowe podkłady testuję w weekend lub w dni, kiedy nie mam zaplanowanego ważnego spotkania. Przesyłkę dostałam, na moje nieszczęście, na początku tygodnia, musiałam więc trochę poczekać. Upragniony wolny dzień okazał się być pierwszym ze zwiastujących zmianę pogody. Termometry wskazywały ponad 20 stopni, dlatego też to był skok na głęboką wodę!
W ciepłe dni podkład zjeżdża ze mnie z prędkością światła, dlatego też kiedy wszystkie dziewczyny cieszą się brakiem makijażu lub nakładają produkty o lekkiej konsystencji, ja muszę mieć porządną tapetę. Teraz już wiecie, dlaczego szukałam produktu-cudu.
Co do samej aplikacji, produktem łatwo się operuje. Ma przyjemną, kremową konsystencję, która po chwili zamienia się w pudrową, tworząc ładną warstwę. Na dłoni wygląda na bardzo ciemny, jednak na twarzy tego nie widać! Nie wiem, jak to możliwe, ale prawdopodobnie to zasługa odbijających światło pigmentów i transparentnego pudru, który nakładałam po aplikacji podkładu.
Zazwyczaj kładłam 2 warstwy. Jedną jako podstawę, drugą dla wyrównania i... pewności, że wszystko będzie na swoim miejscu.
Odbijającą światło formułę i odporność na wilgoć dobrze było widać na dłoni, gdzie skóra jest delikatna i prawie pozbawiona gruczołów łojowych. Kiedy włożyłam rękę pod wodę, krople osuwały się z miejsca, gdzie zaaplikowany został podkład. Jak w takim razie radził sobie na twarzy?
Godziny po aplikacji
Skóra twarzy różni się od tej na reszcie ciała. Pokryta jest mnóstwem gruczołów łojowych, a posiadaczki cer tłustych i mieszanych dobrze znają ten problem. Jestem z Wami!
Zazwyczaj maluję się ok. godziny 8:00. Zauważyłam, że już ok. 11:00-12:00 muszę zebrać nadmiar sebum ze strefy T. W chłodniejsze dni szło mi nieźle. Natomiast w ciepłe sebum schodziło w sporej mierze z podkładem. O tyle, o ile na nosie podkład trzymał się resztką sił, po całym dniu bez poprawek na delikatnej skórze tuż przy płatkach nosa nie było już o nim mowy.
Owszem, dałam radę utrzymać podkład bez poprawek przez cały dzień, jednak o godzinie 18:00 nie wyglądałam korzystnie. Moja cera wskazywała na to, że mam za sobą ciężki dzień. Tym samym spadało mi samopoczucie. W końcu żadna z nas nie lubi siebie w takim wydaniu!
Podczas chłodniejszych dni podkład trzymał się nieco lepiej. Jednak zauważyłam, że choć nie znika z nosa ani z okolic jego płatków, w strefie T wygląda na ścięty. Taka mieszanka nie była estetyczna.
Jeśli chodzi o krycie, daję mu 3/5. Podkreśla suche skórki, nie kryje w zupełności wyprysków, a nawet jeśli, to po paru godzinach znów je widać. To lekki, kremowy podkład tworzący cieniutką delikatną warstwę, więc ten efekt aplikacji to żadne zaskoczenie.
Podkład dobrze współgrał z pudrami, które w tym czasie stosowałam, a pomimo odcienia (10), który dla wielu może być zniechęcający, nie zauważyłam, aby skóra wyglądała nienaturalnie. Przyczyniła się do tego również lekka, kremowa formuła, która po chwili zmienia się w mat.
Produkt, choć według producenta jest dla każdego typu cery, najlepiej sprawdzi się u posiadaczek skóry normalnej. Myślę nawet, że poradzi sobie z tymi, które mają tendencje do przesuszania. Choć podkreśla skórki, fajnie wygładza i nie powoduje efektu maski czy ściągnięcia.
Zdecydowanym plusem jest łopatka, dzięki której nabierzemy odpowiednią ilość produktu i nie pobrudzimy rąk.
Podkład dobrze się zmywa różnymi produktami. Używałam miceli jedno- i dwufazowych. Nie widziałam większej różnicy.
Miłym zaskoczeniem był też jego odcień. Początkowo wydawał się ok, jednak po roztarciu widać pomarańczowe i dość ciemne tony. Mimo wszystko podkład drastycznie nie ciemnieje po aplikacji i nie wyglądałam, jakbym miała doklejoną twarz.
Oprócz tego jest wydajny. Nie trzeba go dużo, aby nałożyć dwie warstwy.
Produkt możecie kupić w sklepie Perfumesco.pl
1. Trwałości.
2. Utrzymania matu przez wiele godzin.
3. Dobrego krycia.
4. Łatwej aplikacji.
5. Współgrania z pudrem.
6. Naturalnego wyglądu.
Kolejność przypadkowa.
Czy Artdeco Rich Treatment Foundation posiada te cechy?
Luksusowy podkład o kremowej konsystencji do każdego typu cery. Odporny na działanie wilgoci. Dzięki zawartości pigmentów rozpraszających światło tuszuje drobne niedoskonałości cery, nadając jedwabiste matowe wykończenie z efektem rozświetlenia. Umożliwia krycie od lekkiego do pełnego, bez efektu maski. Zawiera składniki nawilżające i filtry UV. Polecany do każdego rodzaju cery.
Mówi się, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Jednak nie bez powodu zdecydowałam się na ten podkład. Od dawna szukam produktu, który będzie lekki, ale jednocześnie kryjący i matujący. Artdeco zapowiadał się idealnie! Jak sprawdził się w każdej z kategorii moich oczekiwań?
Krok pierwszy - aplikacja
Po wyjęciu z pudełka, widzimy piękne szklane opakowanie z nienachalnym napisem. Cieszy oczy, a to też ważne. Po prostu chce się go używać! Zazwyczaj nowe podkłady testuję w weekend lub w dni, kiedy nie mam zaplanowanego ważnego spotkania. Przesyłkę dostałam, na moje nieszczęście, na początku tygodnia, musiałam więc trochę poczekać. Upragniony wolny dzień okazał się być pierwszym ze zwiastujących zmianę pogody. Termometry wskazywały ponad 20 stopni, dlatego też to był skok na głęboką wodę!
W ciepłe dni podkład zjeżdża ze mnie z prędkością światła, dlatego też kiedy wszystkie dziewczyny cieszą się brakiem makijażu lub nakładają produkty o lekkiej konsystencji, ja muszę mieć porządną tapetę. Teraz już wiecie, dlaczego szukałam produktu-cudu.
Co do samej aplikacji, produktem łatwo się operuje. Ma przyjemną, kremową konsystencję, która po chwili zamienia się w pudrową, tworząc ładną warstwę. Na dłoni wygląda na bardzo ciemny, jednak na twarzy tego nie widać! Nie wiem, jak to możliwe, ale prawdopodobnie to zasługa odbijających światło pigmentów i transparentnego pudru, który nakładałam po aplikacji podkładu.
Zazwyczaj kładłam 2 warstwy. Jedną jako podstawę, drugą dla wyrównania i... pewności, że wszystko będzie na swoim miejscu.
Odbijającą światło formułę i odporność na wilgoć dobrze było widać na dłoni, gdzie skóra jest delikatna i prawie pozbawiona gruczołów łojowych. Kiedy włożyłam rękę pod wodę, krople osuwały się z miejsca, gdzie zaaplikowany został podkład. Jak w takim razie radził sobie na twarzy?
Godziny po aplikacji
Skóra twarzy różni się od tej na reszcie ciała. Pokryta jest mnóstwem gruczołów łojowych, a posiadaczki cer tłustych i mieszanych dobrze znają ten problem. Jestem z Wami!
Zazwyczaj maluję się ok. godziny 8:00. Zauważyłam, że już ok. 11:00-12:00 muszę zebrać nadmiar sebum ze strefy T. W chłodniejsze dni szło mi nieźle. Natomiast w ciepłe sebum schodziło w sporej mierze z podkładem. O tyle, o ile na nosie podkład trzymał się resztką sił, po całym dniu bez poprawek na delikatnej skórze tuż przy płatkach nosa nie było już o nim mowy.
Owszem, dałam radę utrzymać podkład bez poprawek przez cały dzień, jednak o godzinie 18:00 nie wyglądałam korzystnie. Moja cera wskazywała na to, że mam za sobą ciężki dzień. Tym samym spadało mi samopoczucie. W końcu żadna z nas nie lubi siebie w takim wydaniu!
Podczas chłodniejszych dni podkład trzymał się nieco lepiej. Jednak zauważyłam, że choć nie znika z nosa ani z okolic jego płatków, w strefie T wygląda na ścięty. Taka mieszanka nie była estetyczna.
Jeśli chodzi o krycie, daję mu 3/5. Podkreśla suche skórki, nie kryje w zupełności wyprysków, a nawet jeśli, to po paru godzinach znów je widać. To lekki, kremowy podkład tworzący cieniutką delikatną warstwę, więc ten efekt aplikacji to żadne zaskoczenie.
Podkład dobrze współgrał z pudrami, które w tym czasie stosowałam, a pomimo odcienia (10), który dla wielu może być zniechęcający, nie zauważyłam, aby skóra wyglądała nienaturalnie. Przyczyniła się do tego również lekka, kremowa formuła, która po chwili zmienia się w mat.
Produkt, choć według producenta jest dla każdego typu cery, najlepiej sprawdzi się u posiadaczek skóry normalnej. Myślę nawet, że poradzi sobie z tymi, które mają tendencje do przesuszania. Choć podkreśla skórki, fajnie wygładza i nie powoduje efektu maski czy ściągnięcia.
Zdecydowanym plusem jest łopatka, dzięki której nabierzemy odpowiednią ilość produktu i nie pobrudzimy rąk.
Podkład dobrze się zmywa różnymi produktami. Używałam miceli jedno- i dwufazowych. Nie widziałam większej różnicy.
Miłym zaskoczeniem był też jego odcień. Początkowo wydawał się ok, jednak po roztarciu widać pomarańczowe i dość ciemne tony. Mimo wszystko podkład drastycznie nie ciemnieje po aplikacji i nie wyglądałam, jakbym miała doklejoną twarz.
Oprócz tego jest wydajny. Nie trzeba go dużo, aby nałożyć dwie warstwy.
Produkt możecie kupić w sklepie Perfumesco.pl
Skomentuj
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Będę wdzięczna za powstrzymanie się od wulgaryzmów i złośliwości.
Proszę też nie reklamować swoich rozdań i blogów.
W wolnych chwilach odwiedzam swoich czytelników :)